Stanowski punktuje polski system wyborczy. Jest za co! [OPINIA]

Walka o zdobycie 100 tys. podpisów na rzecz kandydowania na urząd prezydenta w Polsce ujawnia patologie systemu, który pełen jest nieefektywności i wątpliwych praktyk. Choć zasady wydają się jasne, rzeczywistość ujawnia poważne obawy dotyczące procesu, szczególnie w kontekście przetwarzania danych wrażliwych obywateli. Film na ten temat opublikował na YouTube Krzysztof Stanowski, założyciel „Kanału Zero”. Spójrzmy jego oczami na patologie związane ze zbieraniem list poparcia w formie papierowej w dobie niezwykłej rzekomej troski państwa o dane osobowe i omówmy, dlaczego ten skansen wymaga natychmiastowej reformy.

Na wstępie filmu Krzysztof Stanowski nie krył, że sam – jako polityczny nowicjusz – ma problem z zebraniem owych 100 tysięcy podpisów poparcia. Jak dodał, jest prawdopodobne, że nie uda się jego komitetowi wyborczemu zapełnić odpowiedniej liczby wierszy w tabelkach w wymaganym terminie. Nie będę wnikał w to, czy film by powstał, gdyby Stanowski podpisy zebrał bez problemu, ale uważam, że warto posłuchać uważnie o czym autor mówi i jaki obraz wyłania się z tego, jak beztrosko państwo podchodzi do danych obywateli i na jakie niebezpieczeństwo naraża to każdego z nas z osobna, ale i polską demokrację. Czyżby mieli rację ci, którzy już dawno mówili o niej „fasadowa”?

System zbierania podpisów na papierowych listach dla kandydatów w wyborach lub inicjatyw ustawodawczych był już w przeszłości krytykowany wielokrotnie, jednak do dziś nie doczekał się poważnej debaty, ani tym bardziej zmiany. Doskwierał on od zawsze inicjatywom nie związanym z partiami politycznymi, których przedstawiciele musieli w krótkim czasie zebrać co najmniej 100 tysięcy głosów poparcia. Jednak główne siły polityczne procedury w tym zakresie postrzegają jako „typowe” i mające rzekomo gwarantować stabilność systemu wyborczego, uniemożliwiając np. start w wyborach pięćdziesięciorgu kandydatom, czy wnoszenia do Sejmu projektów ustaw nie mających znaczącego poparcia społecznego. System, choć z perspektywy polityków działa świetnie, niedomaga jednak z kilku bardzo poważnych powodów.

System wyborczy idealny… do nadużyć

Tymczasem, zbieranie podpisów wymaga od przyszłych kandydatów (ale i proponujących inicjatywy ustawodawcze) zgromadzenia 100 tys. podpisów poparcia w określonym czasie, co szybko staje się procesem pełnym biurokracji, ale i potencjalnych nadużyć. Wymóg gromadzenia podpisów w tradycyjnej, papierowej formie stwarza szereg problemów, ale i zagrożeń dla danych osobowych Polaków. Jak zauważa Stanowski w swoim filmie, są to m.in.:

Stanowski dla zilustrowania absurdalności obecnych rozwiązań posłużył się dość wymownym hipotetycznym, ale wcale nie nierealnym  przykładem:

„ Wyobraźcie sobie tę sytuację jest lipiec, idziecie sobie promenadą Albo jesteście na plaży i podchodzi 19-letni typek w bejsbolówce i mówi: „poproszę imię nazwisko, PESEL i adres.” To jest bez sensu totalnie. Nikt z Was nie dałby jemu swoich danych osobowych wrażliwych. No nie zrobilibyście tego. Ale z jakiegoś powodu podczas wyborów prezydenckich wszyscy jesteśmy do tego zmuszani.

Dodatkowo autor zwrócił uwagę na całkowitą beztroskę z jaką państwo podchodzą do kwestii wolontariuszy zbierających podpisy:

 „Nie ma centralnej bazy wolontariuszy. Nie ma legitymacji że ktoś, dzień dobry, jestem wolontariuszem. Nie ma czegoś takiego. Ci ludzie nie mają identyfikatorów numerów To są po prostu zwykłe osoby, zajawkowicze, którzy chcą komuś pomóc…”

Na marginesie: całkiem odmienne, choć z innego powodu, podchodzą do tego organizacje prywatne, jak np. WOŚP, których wolontariusze kwestując wyposażeni są nie tylko z zapieczętowane puszki, ale i identyfikatory. Wszystko po to, aby zwiększyć zaufanie wśród darczyńców oraz zapewnić bezpieczeństwo samej zbiórce. Okazuje się, że nasze dane i ich bezpieczeństwo w oczach państwa nie przedstawiają żadnej wartości.

W innym miejscu swojej publikacji Stanowski mówi o niebezpieczeństwie jakie może rodzić nagromadzenie w niepowołanych rękach numerów PESEL (mówiących w istocie o naszym wieku) oraz adresów zamieszkania. Te dane mogły by, w niektórych przypadkach być śmiertelnym zagrożeniem:

„Z jednej strony RODO-SRODO, uważajcie. Tu nie można, list lokatorów nie można wywiesić na klatce schodowej, bo RODO. A potem na ulicy podajecie imię nazwisko, PESEL i adres. I państwo uważa że to jest OK. I nie wiecie co się z tą kartką stanie. Czy ten wolontariusz tę kartkę zaniesie tam, gdzie trzeba, wyśle tam, gdzie trzeba, czy może uzna, że mu się znudziło to zbieranie podpisów i położy na murku. No też tak może być. Słyszeliście niedawno o seryjnym mordercy w Warszawie pewnie. Trzy staruszki jakiś zwyrol zamordował. Atakował starsze kobiety, bo uznał, że nie będą stawiać oporu.”

W dobie postępów cyfryzacji – w której Polska radzi sobie nieźle – oraz troski o dane osobowe obywateli, takie podejście władz państwowych i ustawodawcy jest anachroniczne i jest wręcz niebezpiecznym nadużyciem.

System wyborczy ma dziury. Pomóc może technologia

Nowoczesne technologie oferują praktyczne rozwiązania dla tych problemów i wątpliwości. Mogą uczynić system bezpieczniejszym, tańszym i – co tu kryć – bardziej egalitarnym, a przez to demokratyczniejszym.

Implementacja systemu mObywatel, polskiej cyfrowej platformy usług obywatelskich, mogłaby zrewolucjonizować proces zbierania poparcia politycznego:

Krzysztof Stanowski – niecodzienna, lecz celowa kandydatura:

Pomimo wad systemu, potencjalna kandydatura Stanowskiego, choć „nietypowa” i nieco pretensjonalna, daje szansę na uwypuklenie różnych nieprawidłowości. A jest ich z pewnością więcej niż opisane powyżej. Bez wątpienia może w tym pomóc jego przenikliwość, bezkompromisowość i sposób w jaki komunikuje się z ludźmi za pośrednictwem „Kanału Zero”. Jego kampania jest zarówno eksploracją absurdów procesu, ale i happeningiem mającym na celu zdemaskowanie i, miejmy nadzieję, reformę mocno ułomnego systemu odziedziczonego jeszcze z PRL.

Można, nie bez racji, twierdzić, że 2025 rok, to nie czas na „zabawę w politykę” i po co robić show i że zewsząd czają się przecież na Polskę egzystencjalne zagrożenia i wyzwania (dziwne, że tak niewielu chce widzieć jakieś szanse). Mam inne pytanie: jeśli nie teraz coś zmienimy, to kiedy?

Jeśli widząc wady polskiej demokracji w różnych – nie tylko wyborczych – aspektach, czegoś nie naprawimy, to kiedy będzie dobry czas? Pewnie wtedy, gdy ktoś wszystkie  jej ułomności wykorzysta do szczętu na naszą szkodę. Tylko czy nie będzie już wówczas za późno?

Może warto wrócić do przemówienia J.D.Vanca i zastanowić się na ile krytykował Unię Europejską, a na ile z osobna postawy każdego z nas? Może to my sami jesteśmy dla siebie i współobywateli największym zagrożeniem, chociażby zamykając oczy na patologiczny system i licząc na to, że ktoś (np. wujek Sam), za nas go naprawi? Tylko, że nikt go za nas nie naprawi, aby był dobry dla nas. Niby po co?

I co dalej?

Kandydatura Krzysztofa Stanowskiego kwestionuje w sposób konstruktywny zastane normy III RP a to co mówi i robi jest nie do przecenienia jeśli chodzi o edukowanie oraz inspirowanie do transformacji w polskiej demokracji. I przede wszystkim zachęca do myślenia i zdrowego rozsądku. Zachęcam do wzięcia udziału w tej inicjatywie poprzez pomoc w uzbieraniu owych 100 tys. prawdziwych podpisów poparcia. Warto też w mojej ocenie rozprzestrzeniać ten przekaz i, co najważniejsze, przyczyniać się do przekształcenia polskiego krajobrazu demokracji poprzez świadomą i aktywną propaństwowość.

Fot. stanowski2025.de

 

Uwaga: powyższy tekst wyraża osobistą opinię autora i nie musi odzwierciedlać stanowiska redakcji PRAWY PROSTY EU. Jeśli uważasz, że poruszone kwestie są ważne, inspirujące lub ciekawe, podziel się tym materiałem i udostępnij go!
Exit mobile version